Jedna dziura, wiele interpretacji – recenzja książki Øyvinda Torsetera
Zacznijmy od tego, że dziura objawia nam się już na okładce i to – ku uciesze najmłodszych – w sposób bardzo namacalny. Zanim więc rozpoczniemy lekturę, nasza pociecha jest już dość zaintrygowana jej obecnością. Warto pozwolić, by sobie tę dziurę dokładnie obejrzała, wymacała i przejrzała na wylot.
Jaka jest dziura, każdy widzi.
Historia rozpoczyna się w momencie przeprowadzki bohatera, którego imienia nie poznajemy, do nowego mieszkania. W ferworze rozpakowywania swoich bagaży bezimienna postać początkowo JEJ nie zauważa. JEJ, czyli tytułowej dziury, która choć wygląda niewinnie, przysporzy naszemu bohaterowi wiele bolączek.
Niesforna dziura stale się przemieszcza, zaskakując go swoją obecnością to w kuchni, to w sypialni czy w łazience. Jej nieuchwytność ewidentnie go dręczy, doprowadzając wreszcie do kroków ostatecznych…
Jedna dziura, wiele możliwości
Dziura to przede wszystkim historia obrazkowa. Pojawia się w niej zaledwie kilka dialogów i to właśnie czyni naszą przygodę jeszcze ciekawszą. To, co w książce bezsprzecznie najlepsze to właśnie możliwość kreowania własnych historii. Każde kolejne przeglądanie może być okazją do snucia nowej opowieści wspólnie z dzieckiem. Zachowanie bohatera, wybryki dziury mogą mieć coraz to nowsze okoliczności, choć toczyć się będą w określony sposób.
Dla kogo?
Dla małych i dużych, ciekawskich i dociekliwych.
Przeczytaj także:
- Festiwale muzyczne w Polsce, na które możesz zabrać swoje dziecko
- Top 10 prezentów dla 2-3 latka na Dzień Dziecka – przykłady do 100 złotych
- Świat pszczół – recenzja książki